Dawno mnie tu nie było, rzadko zaglądałam nie wspominając już o pisaniu. Kompletnie sobie odpuściłam. Ale jak zawsze, po raz milionowy wracam, bo nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej. Już nie umiem żyć bez powrotów do diety. Były wyjazdy, wyjścia, spotkania ze znajomymi - co oznacza restauracyjne dania, zamawiane pizze, desery i słodycze. Czasem jadłam też w samotności - podwójne porcje śniadania czy kolacji, albo masło orzechowe wyjadane łyżeczką prosto ze słoika. Po raz kolejny chcę spróbować nowego wyzwania. Od jutra, do pierwszego grudnia włącznie, chcę przetrwać pięć tygodni bez napadów. Nazwałam to tak z braku lepszego słowa, chodzi mi o takie momenty kiedy obżeram się bez sensu, ciągle wracam i wracam do kuchni przynosząc sobie więcej jedzenia, mimo że czuję, że już i tak zjadłam o wiele za dużo. Wiadomo że czasem zdarza się, że trzeba zjeść coś innego niż zwykle na diecie. U znajomych, w restauracji, gdziekolwiek na mieście. Nie byłoby to takie straszne, gdybym umiała zatrzymać się w odpowiednim momencie - zjeść i o tym zapomnieć, odpuścić sobie kolejne porcje, jedzenie którego już nie potrzebuję. Przez te pięć tygodni, bardzo chciałabym się tego nauczyć. Będzie mi bardzo miło, jeśli któraś z Was zechce się przyłączyć. Postanowiłam też, że kupię sobie bransoletkę, którą codziennie będę nosić i która będzie mi przypominała o celu jaki sobie wyznaczyłam. Oby to w jakiś sposób pomogło mi się opanować i 'uwolnić się' od niepotrzebnego jedzenia.
Doskonale wiem o czym mówisz! To ogromne wyzwanie! Z całego serca trzymam za Ciebie kciuki! Na pewno Ci się uda :) Musisz tylko walczyć z całych sił :)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się!
Przyłączam się, kurcze dzięki tobie czuję się zmotywowana, dziekuje :)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że sama chętnie się przyłączę. Moim postanowieniem od jakiegoś czasu też jest "do sylwestra".
OdpowiedzUsuńA z przeciwdziałaniem wpierdalania zgadzam się całkowicie. To dobra okazja, na te 5 tygodni :)
Wspieram CIę ! Sama jestem zbyt słaba do podjęcia tego wyzwania, ale Ty na pewno dasz radę :*
OdpowiedzUsuńŚwietnie, że jesteś! ;* Powodzenia ;)
OdpowiedzUsuńHej, tu Antala, mam nadzieję, że jeszcze pamiętasz :)
OdpowiedzUsuńPraca nad napadami jest ciężka, obie o tym wiemy. Dużo pracy przed nami, ale poradzimy sobie.
Hej Piękna :)
OdpowiedzUsuńNo rzeczywiście, dawno nie pisałaś. Ale widzę, że u Ciebie podobny okres, jak u mnie. Pięć tygodni to strasznie długo, ale wierzę, że Ci się uda. Jesteś silna, co udowodniłaś poprzednimi wyzwaniami.
I... dołączę się, a co! Polegnę, to polegnę, ale przynajmniej spróbuję. W końcu i tak dążę do pozbycia się napadów ;)
Mnóstwa motywacji i siły :* :* :*
wracaj i walczmy o 5 tygodni bez napadów ;)
OdpowiedzUsuńJasne, że się przyłączę! Chociaż łatwo powiedzieć, trudniej wykonać. Zwłaszcza przed okresem... Ale trzymam kciuki ;)
OdpowiedzUsuńKurcze! Właśnie mi uświadomiłaś, że już prawie listopada i trzeba ogarnąć coś z Sylwestrem! :o
OdpowiedzUsuńtrzymaj się ;*
Na pewno dasz radę! Mi na pewno się nie uda ale tobie musi :)
OdpowiedzUsuńUhh.. nienawidzę tych chwil pomiędzy dietami. Dobrze znam to beznadziejne uczucie gdy wiesz że z jednej strony nie możesz już zjeść, jesteś pełna ale coś co nie ma najmniejszego sensu każe Ci dalej wkładać do buzi kolejne kcal.. Chętnie się do Ciebie przyłączę, mam nadzieję że damy radę
OdpowiedzUsuńTrzymaj się :)
http://nigdy-nie-patrz-za-siebie.blogspot.com/